Stuk stuk… stuk stuk… O tym dźwięku marzę, bo oznacza dla mnie beztroskę podróżowania w stylu slow. Przypomina o wielu godzinach stukotania, przemierzania setek i tysięcy kilometrów, przyglądając się zmiennym krajobrazom. Kiedyś usłyszałam, że stukotanie pociągu reguluje oddech, uspokaja rytm serca, wpływa na dobre samopoczucie. U mnie to naprawdę działa! Moje serce bije w rytm kolei 😉.
Przemierzyłam pociągami tysiące kilometrów, nie tylko po Europie, ale najbardziej zapadła mi w pamięć dwutygodniowa podróż wzdłuż południowej Italii – od Sycylii aż po Rzym. Niejednokrotnie czytałam o takich podróżach słynnych poetów romantyzmu, gdy taka eskapada była obowiązkowym elementem wykształcenia i znajomości świata. I przygodą życia, naturalnie.
To nieśpieszne przemieszczanie się, z przystankami na kilka powolnych dni w Palermo, Katanii, Taorminie, Salerno, Tropei, Neapolu i w końcu Rzymie, ukazało całe piękno południowych Włoch, tak bardzo różne od części północnej tego kraju. Zmieniające się krajobrazy, ale też zmieniający się, inni mieszkańcy kolejnych regionów. Wysokie urwiska, przejazdy wzdłuż złocistych plaż, na południu hektary gajów oliwnych, pod Etną niezmierzone winnice, sady migdałowe, aż po rozległe plantacje pomidorów zaopatrujące niemalże całą Europę, a przede wszystkim Włochy w pyszną passattę!
A między Sycylią a lądem – wisienka na torcie – przeprawa promowo-pociągowa. Ten jedyny raz w życiu, gdy płynęłam pociągiem na pokładzie ogromnego promu. Co za wrażenia, co za nostalgia, co za pole do wyobraźni! Myślałam o czasach, gdy taka przeprawa była wyprawą życia. A właściwie, może dla mnie również taka była?
Podczas podróży przyglądam się nie tylko krajobrazom, ale również… współpasażerom. Gdzie życie toczy się bardziej naturalnie jak nie na dworcach kolejowych? Spotkania, pożegnania, uściski, stęsknione spojrzenia, uśmiechy. To wszystko lubię podglądać, bo dla mnie podróż to podróż do ludzi i z ludźmi. Kogo spotkam, z kim porozmawiam? Kto opowie mi swoją historię? Jak ten Włoch z pociągu, nie znający angielskiego, gdy ja nie znam włoskiego, ale dowiedziawszy się, na migi, że wybieram się do opery w Palermo, zaczął bezbłędnie śpiewać arię z Traviaty? W pociągu przecież jest tyle czasu na rozmowy właśnie, nawet te w niezrozumiałych językach, lub języku spojrzeń, czy muzyki 😉.
Na swojej liście marzeń mam słynną Kolej Transsyberyjską, nieosiągalny Orient Express w stylu retro, ale w pierwszej kolejności – „czerwony pociąg” w Szwajcarii. Czy moje marzenia się spełnią? Czy szwajcarska luka na mojej pociągowej mapie świata wypełni się jak dziura w szwajcarskim serze? Już sobie wyobrażam te widoki zagryzane najpyszniejszą czekoladą na świecie 😊. To byłaby podróż mniammmm!