W kolorach Ziemi, w rytmie natury. Metamorfoza sypialni gościnnej na poddaszu.

Wiecznie panujący chaos w głowie staram się równoważyć stonowanym, spokojnym otoczeniem. W każdej wolnej chwili uciekam za miasto, aby odetchnąć w lesie czy w górach. W domu, natomiast, otaczam się kolorami natury, stonowanymi odcieniami ziemi, delikatnym światłem, roślinami, przedmiotami, muzyką i sztuką, która uspokaja. Są tu dekoracje z patyków, kamyków i suchych traw, które zbieram na każdym spacerze. Są też makramy, które uwielbiam zaplatać, słuchając cicho płynącego z głośników jazzu.

Od lat wiem, że moimi kolorami są odcienie Ziemi. Sprane, delikatne, spalone słońcem, przemyte deszczem, raczej jasne. Otaczam się nimi w całym domu. W całym? No, nie całkiem.

Zaledwie kilka dni temu była tu wielka ognista czerwona ściana o wysokości niemal 6 metrów i szalone kubańskie poddasze. Wszystko to przetrwało długie lata, a to dlatego, że po prostu wydawało mi się, że nigdy nie poradzę sobie z tą wysokością ścian.

A tak marzył mi się tutaj nastrój do odpoczynku, wygoda, przyjazny klimat, naturalność, autentyczność i… wakacyjny luz. W końcu nadszedł ten czas i jest tak, jak chciałam, po mojemu. W otoczeniu ulubionych drobiazgów, ale również z możliwością wprowadzania ciągłych zmian aranżacyjnych.

Przejdźmy jednak do konkretów. Na czym polegała metamorfoza?

Do wprowadzenia zmian zainspirowała mnie kolekcja Bohemian z serii Tikkurila Feel the Color. Stała się motywem przewodnim zmian, a wszystkie wybrane odcienie pochodzą właśnie z tej palety. Nie mogłam po prostu oprzeć się takiej nazwie :).

Bo lubię boho.

Słowo to pochodzi od la bohème, oznaczającego cyganerię, ludzi żyjących według własnych zasad. Nomadów, artystów, nie zważających na modę, żyjących po swojemu, wyrażających swój styl poprzez indywidualizm, swobodę, wolność. Tak również wygląda ten styl we wnętrzach. Wszystko wolno! Liczy się tylko to, żeby wnętrze wyrażało właściciela. Moje boho to pamiątki z podróży, etniczne dodatki, rękodzieło, patyki, sznurki, kamyki.

Dosyć sentymentów, czas na malowanie!

W całym domu dominują białe ściany. I chociaż uwielbiam proste, jasne wnętrza, to tutaj zdecydowałam się na rozwiązanie bezpieczne, ale w cieplejszym odcieniu. Wybrałam odcień Y456 Coconut – najjaśniejszy w całej kolekcji. To był strzał w dziesiątkę! To kolor mleczka kokosowego, który rozprasza światło w ciepły sposób. Odcień ten jest bazą całego projektu, pięknie rozświetlając wnętrze. Gra świateł w tym miejscu jest niesamowita! Żeby jednak przełamać monotonię, dodałam odcień X459 Dream. Spodobał mi się od pierwszego pociągnięcia pędzlem, choć wcześniej obawiałam się, że będzie tu zbyt ciemny. Wypróbowałam kolor na docelowej ścianie dzięki testerowi koloru Tikkurila Optiva Matt 5 o poj. 0,09 l i okazał się idealny w tym miejscu. Świetnie pasuje do porannego cappuccino! Odcień ten zastosowałam na ścianie za łóżkiem, na niewielkich elementach podporowych. Pięknie odbija poranne, wieczorne i każde inne światło! W słońcu lśni ciepło, a w pochmurny dzień dodaje elegancji.

 

Gdy ściany błyszczą świeżością, drobne elementy dostają nowe życie.

Korzystając z faktu, że odcienie kolekcji dostępne są zarówno w wersji do ścian, jak i do drewna, postanowiłam pomalować kilka elementów wyposażenia, aby nadać spójności wnętrzu. Malowania doczekała się więc upolowana dawno temu na OLX stara osłona kaloryfera. Najpierw pokryłam ją gruntem do drewna Tikkurila Everal Aqua Primer, a następnie półmatową emalią Tikkurila Everal Aqua w odcieniu Y456 Coconut. Blat natomiast niedbale pokryłam tą samą emalią, ale tym razem w kolorze X501 Aubergine.

Malowanie to frajda, a ja tak się rozpędziłam, to zmalowałam również niedbale stary świecznik, który stał w kącie na poddaszu. Odcień X501 Aubergine wygląda na nim jak postarzająca bejca. Bardzo lubię ten efekt niedbałości. Uzyskałam go przecierając świecznik ściereczką namoczoną w farbie.

Dwie podręczne szafki, które na poddaszu bardzo się przydają, nabrały nowego odcienia N378 Ficus (ponownie z blatami w odcieniu X501 Aubergine). Kolory te wybrałam tak, aby pasowały do starej skrzyni wojskowej. Skrzynię dawno temu już pomalowałam podobnym odcieniem. Fronty dostały dodatkowo nowe uchwyty ze sznurka. Zgadnijcie dlaczego ;).

Nową powłokę otrzymało stare krzesło. Uratowany dawno temu mebel jest w tak złym stanie, że nadaje się wyłącznie do całkowitego pokrycia farbą. Podkład i kokosowy odcień nadały mu świeżości i lekkości. Biedactwo dostało również oberżynowe skarpetki i maleńką mandalkę. Malowanie mandali to jedno z moich ulubionych zajęć, o czym z pewnością wiecie ;).

Resztki farb wykorzystałam do malowania doniczek. Powstały dwie wersje –  oberżynowe i fikusowe.

A na koniec, zaszalałam 🙂

To moja pierwsza gitara w życiu. Od lat nie stroi, lecz ma dla mnie ogromne sentymentalne znaczenie. Zakurzony instrument doczekał się własnego gwoździka przy schodach, kokosowej powłoki i mandalki, namalowanej oberżynowym odcieniem. Czy ja już wspominałam, że lubię mandale?

Jak Wam się podobają wprowadzone zmiany? Dajcie koniecznie znać w komentarzu, czy udało mi się uzyskać zamierzony klimat boho, a po więcej zmian zapraszam do śledzenia moich codziennych poczynań na Instagramie. Bierzemy się za pokój studencko-muzyczno-loftowy. To dopiero wyzwanie! A pierwszy tynk już odpadł 😉

 

Zapraszam do miłego oglądania galerii zdjęć, a jeżeli chcielibyście

– poznać historię czerwonej ściany, tak niezgodnej z moim temperamentem,

– poczytać mnóstwo wspomnień i sentymentalnych smaczków,

– poznać historię zepsutej gitary,

– pojechać na Kubę,

– ale również poznać wszelkie techniczne aspekty zmian,

zapraszam Was na mój wpis gościnny na blogu Tikkurila Potęga Kolorów.

Opowiadam tam również więcej o tym, czym jest dla mnie styl Bohemian, jeden z sześciu w nowej kolekcji Tikkurila Feel the Color.

 

 

Spread the love