Wrocławski Bazar Smakoszy niech się nam rozpanoszy :)

Wstać rano, przeciągnąć się powoli, krótkie „powitanie słońca” na mokrej po burzy trawie. Lekkie śniadanie z pachnącą kawą i domowymi smażonymi truskawkami z wanilią. Przeciągnąć się ponownie, mrrrm.

Kolejny ruch dzisiejszego dnia – jedziemy sobie na targ, w końcu nic nas dziś nie goni. Uuuups. Tylko gdzie te targi są?

Do targowisk w dotychczasowej formie zniechęciłam się dawno temu, gdy w poniedziałkowe poranki przyglądałam się wszelakim babciom, które w „moim” pobliskim supermarkecie kupowały szczypiorek i jajka, a potem do wieczora sprzedawały na targowisku obok, zachwalając jako „prosto od kurki” i „z wiejskiego ogródka”. Kłamczuchy z za niskimi emeryturami, cóż poradzić, smutne to…  Nie mam też zbyt wielkiego zaufania do sklepowych „eko” naklejek na produktach, które można znaleźć w każdym sklepie. Jakieś podejrzane wydają mi się wielkie eko-fabryki…

Niedawno zauroczyły mnie targi podparyskie, z mnóstwem cudów-wianków, owoców morza, niemoralnie dojrzałych owoców, które skusiłyby niejedną Ewę. I uśmiechniętych, zaczepnie radosnych sprzedawców. Mogłabym tak spędzać każdy poranek : ). Targowanie się to sztuka i pasja. Dzielenie się radością, zdolności teatralne. I duma z tego, co się sprzedaje. Echhh, szczęściarze z tych Francuzów, ale jakby się zastanowić, to w sumie niemal wszędzie na świecie targi to podstawa. Uwielbiam targi włoskie, ile tam krzyku!!! Targi azjatyckie są wręcz nieprzyzwoite, wywołując u mnie zawroty głowy z nadmiaru wszystkiego. Targi arabskie uwodzą aromatami przypraw. Dlaczego, no dlaczego u nas tak nie jest? Dlaczego na miejskich targowiskach królują naburmuszone muchonosorożce i buchonozaury, zamiast uśmiechniętych i czarujących smakami sprzedawców? Co się stało? Gdzie się podział flirt kulinarny? Czarowanie smakiem i zapachem? Zdecydowanie coś poszło nie tak, ale na szczęście powoli zaczyna się to zmieniać, a „kultura targowa” odżywa, choć powolutku, z wysypem mniejszych lub większych bazarów. Nie wszystkie inicjatywy wzbudzają zaufanie, jak „eko-jarmark” w Sky Towerze.  Że co, przepraszam??? Nie to miejsce, nie ta energia. Targ musi być zalotny : )

Dziś jednak mieliśmy szczęście, bo w najpiękniejszym mieście świata, w którym mam przyjemność mieszkać, ruszył Wrocławski Bazar Smakoszy. Klimatyczne wnętrze dawnego browaru, doskonałe sąsiedztwo i nieoficjalne zagłębie slowfoodowe. Niezobowiązująca miejska przestrzeń, trochę niedbale trochę artystycznie. W sam raz. Wesoło i tłocznie, mam nadzieję, że nie tylko z powodu pierwszego razu. Nie, nie, nie zostałam jeszcze całkowicie uwiedziona. Trochę za mało miejsca w hali, ale przecież można wyjść na zewnątrz, ta przestrzeń aż się prosi o dalszy rozwój, zabrakło zwykłych owoców i warzyw. Byli za to, nieśmiało jeszcze, uśmiechnięci producenci lokalnych przysmaków. Takim to ja wierzę na jeden uśmiech. Nie da się podrobić entuzjazmu, który sprawia, że producent potrafi mówić z wypiekami o miodzie z melisą : ).  Niektórzy onieśmieleni tłumem i … że wzięli za mało produktów, bo zabrakło… Cóż, bogini internetu daje, ale czasem też odbiera : ) Wypaśne kiełbasy to się sprzedawały, że hej!

No, czyli uzgodnione, Wrocław dojrzał, dorósł choć troszkę i potrzebujemy takich spotkań. Ja osobiście czekam na lokalne wina i dowózkę miodu z aronią, na który nie udało mi się załapać. Postuluję o warzywa i owoce. I lukrecję i pasternak. Żądam dostępu do kwiatów cukinii i większego wyboru serów! Jest dobrze, ale czemu nie miałoby być jeszcze lepiej? Do roboty, powodzenia i do pysznego zjedzenia za dwa tygodnie!

Tak było:

CAM00240 CAM00238 CAM00229 CAM00227 CAM00221

A tak ma to być, no… : )

ObrazekObrazekObrazekObrazekObrazek

Foto by slowlifebook

Spread the love