rabarbarenta z rabarbarem eksperymenta (3)

Taddammm! Bo jak się wystarczająco mocno uprzeć, zaprzeć nogą o framugę, to zawsze można coś tam wymyślić. Bo nigdy nie jest tak, żeby się nie dało. Wycisnąć słodycz z kwasioła i schrupać bez litości, a w zwykłym zobaczyć niezwykłe.

Wymyślnie i wytrawnie: rabarbar z selerem naciowym pod parzącą gorgonzolą z mozarellą. Dwóch kuzynów spotyka dwie kuzynki. Taka rodzina dawno nie widziana, o różnych korzeniach, niezbyt zażyła, ale z jednego kotła i miło dymi. Ze świeżym pieprzem i bazylią (bo wszystko, co dobre jest z bazylią). Blask pojedynczej świecy, lampka wina, je t’aime moi non plus…Serge podśpiewuje.

 Słodko i beztrosko: tarta z jabłkami, rabarbarem i migdałami. Dziękuję M. za niekontrolowane wybuchy śmiechu, napad wariackiej chichrawki. A dobry śmiech to taki prychający cukrem pudrem pod nosem i z białym pyłem na rzęsach. Rozmowy kuchenne o smaku przyjaźni, czasem kwaśnym, wykrzywiającym i cierpkim, a mimo to znacznie smaczniejszym niż przesłodzony cukierkowy banał.

Śniadaniowo dla ukochanego śpiocha: zwykłe powidła rabarbarowe, choć lepsze z brązowym cukrem. Dla zaspanego, powoli dorastającego mężczyzny ze śpiochami w zdziwionych oczkach. Kwaśna pobudka osłodzona gorącym kakao.

 Nostalgicznie dla siebie: po prostu, zwyczajnie, posypany grubym cukrem i zapieczony w piekarniku. Bez żadnych ograniczeń i liczenia kalorii. Pretekst do robienia śmiesznych min, dziwiąc się rzeczywistości.

Obrazek

Dwa tygodnie pachnące obietnicą nadchodzącego lata. I lato zamknięte w słoiku z myślą o szarym listopadowym poranku. Ciemno za oknem, zimno, plucha, a tu słoiczek rabarbarowych powideł Madredeus do porannej kawy. Warto osładzać sobie wszystkie szare listopady.

foto: natunaturally

Spread the love