Restaurant Day to taki dzień, w którym w przeróżnych zakątkach świata jak grzyby po deszczu wyrastają jednodniowe restauracje. Każdy może dołączyć do tego wydarzenia i stworzyć własne miejsce – na ulicy, w podwórku, we własnym ogródku, na plaży czy sprzedając dania prosto z bagażnika furgonetki. Wczoraj takich punktów zgłoszono ponad siedemset! Najwięcej w Finlandii, gdzie Restaurant Day błyskawicznie zdobył ogromną popularność, ale nie tylko. Można było również skosztować herbaty serwowanej przez Cafe Yuna w pociągu transsyberyjskim w zamian za … opowieści podróżne, w Danii zjeść kolorowe zupy na pokładzie prywatnej łódki, w Meksyku spróbować kuchni libańskiej, a w Singapurze ochłodzić się gratisowym napojem z limonki, pod warunkiem, że uda się odnaleźć punkt oferujący napój 🙂
W Polsce zgłoszono 18 miejsc, przy czym bezwzględnie królował Poznań z jedenastoma jednodniowymi restauracjami.
We Wrocławiu pierwszymi odważnymi okazali się „kulinarze” – jak sami siebie nazywają – prowadzący bloga http://jedzeniadorzeczy.pl/. Trudno nie dostrzec, że panowie mają niekonwencjonalne podejście do gotowania i zdecydowaną, wyrazistą stylistykę.
Pomysł wydarzenia z pewnością chwycił, goście dopisali, panowała beztroska, letnia atmosfera. Na pewno było to w dużej mierze zasługą miejsca. Klimatyczne podwórko obok klubu Niskie Łąki – miejsce, w którym graffiti na murach już samo w sobie tworzy świetny wystrój knajpki, do tego wielkie, czarne parasole, zabawny kontuar zmontowany ze skrzynek, dobrze dobrana muzyka i wszechobecna aura luzu.
A jedzenie? Panowie przygotowali zestawy, dzięki którym można było popróbować kilku przygotowanych dań. Do każdego zestawu dodawano genialny ajwar i hummus, który zresztą skończył się nieco przed czasem, co tylko dobrze o nim świadczy :). Libańskie ziemniaczki według przepisu z ich bloga były dla mnie genialnym zaskoczeniem. Cynamon i szczypiorek z ziemniakami? A jednak pasuje. Focaccia też niestandardowa, ale pyszna, prosto z wielkiego, wiklinowego kosza. Fantazja kulinarna była, zabrakło trochę fantazji w sposobie podania, no i może trochę szwankowała obsługa, ale w końcu to ich pierwszy dzień : ). Następnym razem na pewno kudłaci kulinarze dopracują szczegóły, bo przeglądając ich smakowitego bloga trudno nie dostrzec, że dbają o detale.
Z niecierpliwością czekam na następne wydarzenia, bo Wrocław to takie miasto, które z pewnością złapie bakcyla restauracyjnego freestyle’u. I nie powiem, że mnie też nie kusi 🙂
A wskazówki, jak stworzyć własną restaurację można znaleźć tu: http://www.restaurantday.org/pl/home/.
Foto: Restaurant Day Wrocław – dzięki uprzejmości przemiłej Pauliny z notojemy.pl