Spacerologia słonecznika

Zapomniany słonecznik! Nie w woreczku, wysuszony, do niczego, dla nerwusów, utrapienie szkół. Wielki, okrągły, uśmiechnięty kłapeć słonecznika z niemodną fryzurą.

Pstryk, pstryk, pfu. Pstryk, pstryk, pfu. Pstryk, pstryk, pfu. Skubanie słonecznika jest bardzo zen. Proste myśli układają się spokojnie w szufladki i schowki, a głupoty można wypstryknąć z głowy.

Pozwala spacerować bez przyczyny.

Młodość nie spaceruje, młodość biega. Potrzebuje pretekstu, wymówki. Taki pies, na przykład, jest w sam raz, żeby usprawiedliwić wałęsanie się bez celu. Młodość boi się okazać, że ma czas, że może wypadła na boczny tor, że ma wolny wieczór, że chce odetchnąć ze zmęczenia. Starsi już się nie przejmują, idą gdzie chcą, w swoim tempie, nieważne, że bez nikogo, donikąd. Już się nauczyli.

A ja gdzieś pośrodku – jeszcze nie umiem beztrosko, w wielkim kapeluszu, ostentacyjnie bez pośpiechu. Jeszcze potrzebuję drobnej wymówki. A słonecznik to już doskonałe towarzystwo. Niemądrze pstrykający rytuał uspokajający 🙂

Spread the love