Uważność. Znalazłam dla niej miejsce w swoim codziennym życiu. Powolne, uważne życie, dzień po dniu, to nie bezczynność czy lenistwo. I na pewno nie prokrastynacja.
Wręcz przeciwnie. Żeby znaleźć czas na delektowanie się chwilą, tu i teraz, w miejskim, zabieganym trybie życia, przy licznym obowiązkach i jeszcze liczniejszych możliwościach spędzania wolnego czasu, koniecznością jest umiejętność organizacji tego czasu właśnie.
W moim odczuciu to najtrudniejszy etap na drodze do uważnego życia. Później, codzienna uważność staje się niepostrzeżenie nawykiem. Nie mam więcej czasu niż inni, długie godziny spędzam w pracy, ale to szczegóły zamieniają zwykły dzień w taki, który zasługuje na wspomnienie.
We współczesnym świecie jest nam trudniej. To, co powinno być oczywistością, okazuje się trudne do przyswojenia. Nasi dziadkowie po prostu żyli powolniej. Nie z wyboru, po prostu tak toczyło się życie. Nie jedli w biegu, nie odwozili dzieci na angielski czy karate.
Nigdy wcześniej ludzie nie musieli podejmować tylu wyborów, nie mieli tylu możliwości wypełnienia swojego czasu atrakcjami. Tak łatwo, więc, popaść w przymus korzystania z wszystkiego i przez cały czas. Boimy się, czy nas coś nie ominie. Boimy się, że coś wspaniałego wydarzy się tam, gdzie nas nie ma.
Tu wkracza minimalizm. Umiejętność redukcji doznań to chyba najtrudniejsze sprzątanie. Dużo łatwiej jest pozbyć się ciuchów z szafy, kolejnych butów, kolejnego wazonu. A tak trudno przychodzi rezygnacja z doznań, bodźców, kolejnych i kolejnych wrażeń.
A przecież to nieważne, że nie zobaczę najważniejszego filmu sezonu, to nieważne, że nie wiem, co dzieje się w serialach, to nieważne, że nie byłam na kolejnym koncercie ulubionego artysty, to nieważne, że nie zobaczyłam słynnej wystawy, pokazu fontanny, kolejnego festiwalu, przegapiłam otwarcie modnej kawiarni.
Czy nie bardziej wartościowe jest wytworzenie w sobie tęsknoty za tymi doznaniami? I dawkowanie ich z umiarem. Dokładnie tak, jakby chciało się poczuć głód. Uwolnić od natłoku, bałaganu wrażeń i chaosu bodźców. Jeden film zapamiętam dłużej niż trzy. A przede wszystkim, zapamiętam go.
I w ten sposób można zaoszczędzony czas spędzić na randce z samym sobą. W czarodziejski sposób znajduje się czas na rytuały, którego wcześniej nie było. Z natłoku możliwości wybrałam to, co lubię i praktykuję, no, może staram się praktykować każdego dnia. Z czasem te rytuały sprawiają, że każdy, nawet najzwyklejszy dzień staje się wyjątkowy.
I znowu potwierdza się reguła, że mniej znaczy więcej.