Nie mam jeszcze wszystkiego w sobie. Wciąż zaglądam tu i tam, nieopanowana ciekawość ciągnie mnie ku nowemu, ale też coraz więcej podróży odbywam w znanym i trochę wydeptanym kierunku…
Lubię oglądać filmy drugi i tysięczny raz, jak wczoraj „Ukryte pragnienia” Bertolucciego – chciałam wrócić do Toskanii, przypomnieć sobie klimat, kolory, faktury kamiennych winnic, smak wina rozgrzanego w zachodzącym słońcu. A zupełnie nieoczekiwanie zagarnęła mnie muzyka. I jak to z moją muzyką zwykle bywa – odwróciła uwagę od pierwotnego zamiaru, skierowała myśli w zupełnie innym kierunku – od sentymentalnego powrotu do beztroskich wakacji ku temu, co już było i do czego coraz bardziej lubię wracać. Więc wróciłam do Portishead „Glory box” – muzyki z jesiennej części serca. Nie pamiętałam ścieżki muzycznej z tego filmu, gdy oglądałam dawno, dawno temu. Teraz muzyka zdominowała cały wieczór, a myśli popłynęły po swojemu.
Nie tylko przyszłość niesie za sobą niespodzianki, nieodgadnione kryje się również w przeszłości. Powroty do starych filmów nigdy nie są takie same, powroty do tych samych miejsc są zupełnie nowymi wyprawami. Coraz bardziej lubię wracać – do miejsc, muzyki, książek, smaków, zapachów, przyjaciół, domu, do siebie. Wyprawy w głąb siebie, do tego, co pozornie dobrze znane, ale z nowej perspektywy, z nowymi doświadczeniami. Zupełnie inne.
Świat siedzi w każdym z nas – taki świat, jaki każdy sam sobie stworzył. Można podróżować daleko i nie dostrzec nic nowego, można wyjść przed dom i odkryć całkiem nowy świat, można też zupełnie pozostać w miejscu, jeżeli świat już siedzi i w sercu i głowie. Można wciąż niespokojnie szukać czegoś nowego na zewnątrz, ale można też odkrywać nowe w tym, co się już ma, co się wchłonęło przez lata, co jest wewnątrz, ale może wymaga odkrycia, odkopania, odkurzenia – takich wewnętrznych porządków jesiennych w poszukiwaniu ukrytych skarbów 🙂